Zastanawiałeś się kiedyś, jak powstaje toaleta automatyczna? Nie? Spokojnie – my też kiedyś nie myśleliśmy. Do momentu, aż zaczęliśmy je produkować.

Dziś, gdy słyszysz „toaleta”, myślisz: standard. Ale gdy dodasz słowo „automatyczna”, robi się ciekawiej. To już nie tylko miejsce, gdzie kończy się kawa, a zaczyna refleksja nad życiem – to małe centrum dowodzenia higieną, wodą i… technologią.

 

Każdy element – od zaworu, przez czujnik, aż po deskę wolnoopadającą – powstaje z chirurgiczną precyzją. Nasze komponenty przechodzą testy, jakby miały wylądować na Marsie. I trochę tak jest – bo w publicznych toaletach muszą przetrwać wszystko: złość kibica, dziecko z ciekawością świata i nocną zmianę sprzątaczek.

A potem – montaż. Składamy wszystko tak, by działało od razu. Nie ma miejsca na „może się dotrze”.

W naszej hali testowej spłukujemy więcej wody niż przeciętne osiedle w ciągu dnia. Symulujemy każdą możliwą sytuację: zimne pomieszczenie, ciepłe pomieszczenie, ręce suche, mokre, zajęte i totalnie obce. A jeśli coś nie działa – poprawiamy. Czasem trzy razy. Bo wiemy, że jeśli coś ma być automatyczne, to musi działać zawsze.

Montaż w miejscu docelowym to nasz finał. Nasi technicy działają szybko, dokładnie i z szacunkiem do miejsca – czy to biuro, hotel, centrum handlowe, czy przystanek na autostradzie. Zanim wyjdą, wszystko działa, miga, spłukuje i mówi: „jestem gotowa”.

Czy to skomplikowany proces? Tak. Czy fascynujący? Absolutnie.
Bo toaleta automatyczna to nie tylko technologia – to zaufanie, które działa za zamkniętymi drzwiami.